poniedziałek, 7 maja 2018

Złamane obietnice: rozdział pierwszy


Zapaliłam papierosa, ale nie zaciągnęłam się dymem. Przysiadłam na parapecie i oparłam głowę o chłodną szybę, obserwując, jak z tytoniu powoli zostaje tylko popiół. Nie wiem, jak długo trwałam w bezruchu, ale mój ostatni czerwony Marlboro zdążył wypalić się do połowy, kiedy usłyszałam za plecami:
– Znowu palisz?
Nawet nie usłyszałam, kiedy wszedł. Wzdrygnęłam się.
– Nie strasz – rzuciłam cicho, tłumiąc drżenie w głosie. Nie spojrzałam na niego w obawie, że zupełnie stracę nad sobą panowanie.
– Palisz – przypomniał. Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na trzymanego między palcami papierosa, jakbym widziała go pierwszy raz w życiu.
– Nie – zaprzeczyłam ledwie słyszalnie. – Puszczam go z dymem. – Zaśmiałam się smutno. – To ten ostatni z paczki, która mi została, kiedy kazałeś mi rzucić.
– Poprosiłem – poprawił z naciskiem. Skinęłam głową i westchnęłam, układając usta w taki sposób, jakbym wypuszczała spomiędzy warg dym z papierosa, którego nawet nie paliłam.
– Zgoda, Michael, poprosiłeś – odparłam, nie chcąc się kłócić. Mój ton był jednak nieco pretensjonalny, więc burza wisiała w powietrzu i doskonale widziałam po minie Hayböcka, że zaraz wybuchnie. – Jak było na treningu? – zapytałam więc pośpiesznie.
Michael uśmiechnął się i pocałował mnie w skroń. Burza minęła. Chwilowo.
– W porządku – odparł, wzruszając ramionami. – Jak zawsze.
Odwróciłam wzrok. Nie chciałam już patrzeć w te jego błękitne oczy, kiedy był zupełnie nieświadomy. A ja wiedziałam.
Wiedziałam, że doskonale bawił się z facetem, który był jego przyjacielem i który zeszłej nocy po imprezie sylwestrowej przeleciał jego dziewczynę. Wiedziałam też, że zastanawia się, co mnie znowu ugryzło i nawet nie podejrzewa, że targają mną wyrzuty sumienia tak ogromne, że prawie nie do zniesienia i że wyznałabym mu wszystko i błagała o wybaczenie, gdybym tylko nie zraniła go tym bardziej niż milczeniem.
– Sophie, mówię do ciebie. – Wyrwał mnie z letargu. Nawet nie słuchałam, co ma mi do powiedzenia.
– Przepraszam – bąknęłam, kiedy Michael przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Otoczyłam jego szyję ramionami, a pierścionek zaręczynowy zaplątał się w jego sweter. Hayböck zaśmiał się, muskając moją szyję ciepłym oddechem.
– Widzisz, wszystko trzyma nas razem.
Przycisnęłam go do siebie mocniej i schowałam twarz w jego ramię.
– Michi, chcę już stąd wyjechać – szepnęłam słabo.
– Przecież uwielbiasz Cztery Skocznie – odparł, gładząc mnie po włosach. – Poza tym gdzie chcesz jechać?
– Nie wiem, może do Wiednia?
Wypuścił głośno powietrze.
– Nie mogę teraz jechać z tobą do Wiednia – powiedział, wywołując grymas na mojej twarzy. Całe szczęście, że go nie widział. Wyplątałam się z objęć, choć było w nich tak… bezpiecznie. Jakby nic nie wydarzyło się wczorajszej nocy. Jakbym nie była wściekła.
Właściwie sama już nie wiedziałam, na kogo się złościłam. Na siebie, bo wypiłam za dużo i okazałam się idiotką? Na Gregora, bo on też wypił za dużo i nie potrafił tego zatrzymać? A może na Michaela, bo zostawił mnie samą na tej imprezie, pozwolił się upić i nie miał sposobności rozdzielić mnie i Schlierenzauera?
– Chcę jechać sama – powiedziałam spokojnie, trochę chłodno. Hayböck westchnął. Zapewne wciąż zastanawiał się, dlaczego znowu złapałam chandrę.
– Zrobię ci kawę – rzucił i, nie czekając na moją reakcję, odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju. Chcąc nie chcąc, powlokłam się za nim. Umiejętności parzenia kawy kończyły się u Michaela na obsługiwaniu ekspresu i świetnie robił to w domu, ale ponieważ byliśmy w pensjonacie w Ga–Pa, mogłam być pewna, że znowu pomyli kawę rozpuszczalną z sypaną. A ja nienawidziłam sypanej kawy.
Oparłam się o ścianę w aneksie kuchennym i obserwowałam, jak wyjmuje z lodówki mleko i nastawia wodę do zagotowania.
– Nie ten – rzuciłam, kiedy sięgnął do szafki po kawę i kubek. – Rozpuszczalna jest w drugim słoiku.
– Dzięki. – Uśmiechnął się do mnie. Wciąż od tego uśmiechu miękły mi kolana, ale miałam już dosyć. Byłam zmęczona tym, że go kochałam i że on kochał mnie, że zrobiłabym dla niego wszystko. Zmęczona tym, że nie potrafiłam powstrzymać się przed zdradzeniem chłopaka, z którym planowałam wspólną przyszłość. I zmęczona wyrzutami sumienia i tym, że Michael nie miał o niczym pojęcia. Musiałam wyjechać.

2 komentarze:

  1. W mgnieniu oka, przeczytałam prolog i ten rozdział.
    Od razu informuję, że zostaję na dłużej. Bardzo spodobał mi się ten pomysł i nie mogę się doczekać, aż poznam dalszą cześć tej historii. 😊
    Michael wydaje się być wspaniałym narzeczonym.
    Kochany, dobry, troskliwy.
    Ale Sophie, jakby w tym czegoś brakowało. Jakby była zmęczona ich związkiem?
    Strasznie mnie ciekawi, kim ona jest dla Gregora. Czy znaczy dla niego coś więcej, czy po prostu była to tylko chwila zapomnienia.
    Chwila, która może być bardzo kosztowna. W końcu to narzeczona jego przyjaciela.
    Nie wyobrażam sobie, co poczułby Michael, gdyby dowiedział się prawdy. Przecież on świata nie widzi poza swoją narzeczoną.
    Czekam na następny rodział.
    Życząc dużo weny. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow! I na tym mogłabym zakończyć komentarz, bo uznaję, że to mówi samo za siebie, jednak jestem też świadoma, że jedno słowo czasem to za mało. Jestem pod wrażeniem. I przy okazji cieszę się nieziemsko, bo kocham zbiory fanfiction, one-shoty i tym podobne blogi, a jak jeszcze ktoś potrafi pisać ładnie, składnie i na odpowiednim poziomie to skaczę z radości. Pokłony za to, co już mogłam tutaj przeczytać. Życzę powodzenia w dalszym pisaniu i chętnie będę tutaj zaglądać.

    OdpowiedzUsuń