piątek, 13 kwietnia 2018

01


Pamiętam to, jakby wszystko wydarzyło się wczoraj. Chyba od samego rana przeczuwałam, że to nie będzie dobry dzień. Takie rzeczy czuje się w kościach. Najpierw wylałam kawę na podłogę, potem spóźniłam się na uczelnię, zima dała mi popalić, a na domiar złego Fiodor wyglądał jakoś niewyraźnie. Sam wiesz, że oboje przejmowaliśmy się tym wyleniałym kociskiem bardziej niż sobą nawzajem, a myśl, że pod twoją nieobecność coś stanie się z twoim ukochanym sierściuchem, przyprawiała mnie o dreszcze. Poza tym od dłuższego czasu nie było między nami dobrze. Kłóciliśmy się tak, że leciały iskry, godziliśmy wciąż oszaleli gniewem, a potem nadchodził kolejny dzień i znów nie mogliśmy żyć ze sobą w zgodzie.
Bez siebie też nie potrafiliśmy.
Właśnie o tym myślałam, kiedy zwinęłam się na kanapie w naszym salonie z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach, owinięta szarym, zmechaconym kocem, którego tak nienawidziłeś, a ja nigdy bym nie wyrzuciła. Pachniał zresztą trochę twoimi perfumami,  więc jak miałabym się go pozbyć?
Opatuliłam się szczelniej, nasłuchując gwałtownych podmuchów lodowatego, norweskiego wiatru. Tak bardzo chciałam, żebyś wrócił już z zawodów! Przez ponad tydzień twojej nieobecności zdążyłam wszystko przemyśleć i chciałam, wiedząc, że jesteśmy na równi pochyłej, rzucić ci się na szyję i wykrzyczeć, jak bardzo cię potrzebuję i nie zniosę więcej tego upiornego dystansu, jaki powiększał się między nami z dnia na dzień. Musimy to wszystko jakoś naprawić, bo inaczej zwariuję!
Musimy naprawić nas.
Usłyszałam dźwięk klucza w zamku. Zerwałam się na równe nogi, zrzucając z siebie koc i omal nie potykając się o własne nogi. Pognałam do korytarza i natychmiast stanęłam jak wryta. Bił od ciebie taki chłód, że od razu zrezygnowałam z moich wielkich planów. Powoli ściągnąłeś kurtkę, rzucając mi tylko przelotne spojrzenie.
– Posłuchaj, Ingrid – powiedziałeś, wbijając wzrok w podłogę. Ton twojego głosu był tak zimny, że po plecach przebiegły mi ciarki. Rozchyliłam lekko wargi, wciągając w płuca tak dużo powietrza, jak tylko mogłam.
– Myślę, że powinnaś się wyprowadzić.
Poczułam, jak serce łamie mi się na miliony drobnych kawałeczków. Przez chwilę nie mogłam złapać oddechu, skronie pulsowały jak szalone, kręciło mi się w głowie, ale nie wydusiłam z siebie ani słowa, kiedy mówiłeś, że zostawisz mnie na kilka dni samą, dasz czas na pozbieranie swoich rzeczy i znalezienie nowego mieszkania. Byłam w takim szoku, że nie potrafiłam myśleć o niczym innym poza tym, jak bardzo cię kocham i jak bardzo chcę ci to wykrzyczeć. Myśli tłukły mi się w głowie, kiedy wpatrywałam się jak zaczarowana w te piękne niebieskie oczy, wiedząc, że mogę robić to po raz ostatni.
– Ingrid? – usłyszałam po chwili ciszy. – Powiedz coś, proszę.
Odetchnęłam głęboko.
– Dobrze. – Sama nie mogłam uwierzyć w to, co mówię. Zupełnie, jakby ktoś inny kierował moim ciałem, a ja stałam z boku jako widz. – Właściwie myślałam o tym samym. Powinniśmy się rozstać.
Nie wiem, dlaczego o ciebie nie walczyłam. Może od początku wiedziałam, że jestem na przegranej pozycji? Może wtedy jeszcze nie dotarła do mnie powaga sytuacji? A może wtedy jeszcze nie chciałam przyznać się sama przed sobą, że zniszczyliśmy to wszystko na własne życzenie?
Zapłakałam za tobą dopiero, kiedy zamknęły się za tobą drzwi. Płakałam całą noc, a potem cały poranek. Płakałam znowu, kiedy po raz ostatni zamykałam drzwi mieszkania, w którym spędziliśmy dwa piękne lata i pół roku napięć. Wysłałam ci wiadomość, że zostawiłam klucze w skrzynce na listy, a potem już nigdy nie miałam z tobą kontaktu.
Kochałam cię jak szalona, Danielu–André Tande. Właściwie chyba nadal cię kocham.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz