Pamiętam
to, jakby wszystko wydarzyło się wczoraj. Chyba od samego rana przeczuwałam, że
to nie będzie dobry dzień. Takie rzeczy czuje się w kościach. Najpierw wylałam
kawę na podłogę, potem spóźniłam się na uczelnię, zima dała mi popalić, a na
domiar złego Fiodor wyglądał jakoś niewyraźnie. Sam wiesz, że oboje
przejmowaliśmy się tym wyleniałym kociskiem bardziej niż sobą nawzajem, a myśl,
że pod twoją nieobecność coś stanie się z twoim ukochanym sierściuchem,
przyprawiała mnie o dreszcze. Poza tym od dłuższego czasu nie było między nami
dobrze. Kłóciliśmy się tak, że leciały iskry, godziliśmy wciąż oszaleli
gniewem, a potem nadchodził kolejny dzień i znów nie mogliśmy żyć ze sobą w
zgodzie.
Bez siebie też nie potrafiliśmy.
Właśnie o
tym myślałam, kiedy zwinęłam się na kanapie w naszym salonie z kubkiem gorącej
herbaty w dłoniach, owinięta szarym, zmechaconym kocem, którego tak
nienawidziłeś, a ja nigdy bym nie wyrzuciła. Pachniał zresztą trochę twoimi
perfumami, więc jak miałabym się go pozbyć?
Opatuliłam
się szczelniej, nasłuchując gwałtownych podmuchów lodowatego, norweskiego
wiatru. Tak bardzo chciałam, żebyś wrócił już z zawodów! Przez ponad tydzień
twojej nieobecności zdążyłam wszystko przemyśleć i chciałam, wiedząc, że
jesteśmy na równi pochyłej, rzucić ci się na szyję i wykrzyczeć, jak bardzo cię
potrzebuję i nie zniosę więcej tego upiornego dystansu, jaki powiększał się
między nami z dnia na dzień. Musimy to wszystko jakoś naprawić, bo inaczej
zwariuję!
Musimy
naprawić nas.
Usłyszałam
dźwięk klucza w zamku. Zerwałam się na równe nogi, zrzucając z siebie koc i
omal nie potykając się o własne nogi. Pognałam do korytarza i natychmiast
stanęłam jak wryta. Bił od ciebie taki chłód, że od razu zrezygnowałam z moich
wielkich planów. Powoli ściągnąłeś kurtkę, rzucając mi tylko przelotne
spojrzenie.
–
Posłuchaj, Ingrid – powiedziałeś, wbijając wzrok w podłogę. Ton twojego głosu
był tak zimny, że po plecach przebiegły mi ciarki. Rozchyliłam lekko wargi,
wciągając w płuca tak dużo powietrza, jak tylko mogłam.
– Myślę, że
powinnaś się wyprowadzić.
Poczułam,
jak serce łamie mi się na miliony drobnych kawałeczków. Przez chwilę nie mogłam
złapać oddechu, skronie pulsowały jak szalone, kręciło mi się w głowie, ale nie
wydusiłam z siebie ani słowa, kiedy mówiłeś, że zostawisz mnie na kilka dni
samą, dasz czas na pozbieranie swoich rzeczy i znalezienie nowego mieszkania.
Byłam w takim szoku, że nie potrafiłam myśleć o niczym innym poza tym, jak
bardzo cię kocham i jak bardzo chcę ci to wykrzyczeć. Myśli tłukły mi się w
głowie, kiedy wpatrywałam się jak zaczarowana w te piękne niebieskie oczy,
wiedząc, że mogę robić to po raz ostatni.
– Ingrid? –
usłyszałam po chwili ciszy. – Powiedz coś, proszę.
Odetchnęłam
głęboko.
– Dobrze. –
Sama nie mogłam uwierzyć w to, co mówię. Zupełnie, jakby ktoś inny kierował
moim ciałem, a ja stałam z boku jako widz. – Właściwie myślałam o tym samym. Powinniśmy
się rozstać.
Nie wiem,
dlaczego o ciebie nie walczyłam. Może od początku wiedziałam, że jestem na
przegranej pozycji? Może wtedy jeszcze nie dotarła do mnie powaga sytuacji? A
może wtedy jeszcze nie chciałam przyznać się sama przed sobą, że zniszczyliśmy
to wszystko na własne życzenie?
Zapłakałam
za tobą dopiero, kiedy zamknęły się za tobą drzwi. Płakałam całą noc, a potem
cały poranek. Płakałam znowu, kiedy po raz ostatni zamykałam drzwi mieszkania,
w którym spędziliśmy dwa piękne lata i pół roku napięć. Wysłałam ci wiadomość,
że zostawiłam klucze w skrzynce na listy, a potem już nigdy nie miałam z tobą
kontaktu.
Kochałam
cię jak szalona, Danielu–André Tande. Właściwie chyba nadal cię
kocham.